Notatki z 3 miast na Tohoku
2015-04-11 § 5 Komentarzy
Nawiązując do poprzedniego wpisu, bardzo chciałam zobaczyć jak wyglądają miasta po trzęsieniu ziemi 3.11 – pojechałam do Kamaishi (prefektura Iwate), Rikuzen-takata (Iwate) oraz Kesen-numa (Miyagi). Wszystkie trzy miasta są innych sytuacjach i stan tych miast to nie do jednego słowa.
<Kamaishi>
Jest znane jako miasto rybołówstwa i żelazna. Już od jakiegoś czasu huta nie funkcjonuje, lecz świeże ryby cieszyły turystów i mieszkańcy też owszem sięgali po ryby.
Podczas trzęsienia ziemi oraz tsunami, mieszkańcy uciekali na wzgórze wg hasła „津波てんでんこ/Tsunami tendenko”, które oznacza „w razie tsunami uciekaj sam, nie przejmuj się nawet rodziców”. To nie równa się z egoizmem, ale chodzi o to, że zawsze powinniśmy rozmawiać z rodziną oraz sąsiadami i być świadomi co mamy zrobić w razie tsunami. W skutku 99,8% mieszkańców przeżyło (!).
<Rikuzen-takata>
padało deszcz i było niedziela. Panowała cisza, zresztą nie było gdzie hałasować.
Większość miasta została totalnie zniszczona przez tsunami i na zabranie/sprzątanie gruzów przyjechało mnóstwo wolontariuszy z innych części Japonii/świata. Teraz trwa przewiezienie ziemi z gór na tereny zniszczone. Szczerze mówiąc nie wiem czy to dobre rozwiązanie na dłuższą metę – nie chcę o tym sobie wyobrazić, ale gdyby przyszło tsunami ponownie?
Mój znajomy, który został wysłany do pracy w tym mieście polecał tymczasową halę targową – z trudem (z powodu swojej złej orientacji!) dotarłam tam i znalazłam susharnię (czyli bar sushi). Znajomy opisał w liście o pysznych rybach 2 lata temu, więc bez wątpliwości weszłam do tego baru. Zamówiłam zestaw sashimi z ryżem i wymieniłam parę słów z kucharzem (skąd jestem, po jakim języku się mówi w Polsce, czy ja przyszłam na wywiad telewizyjny itd.). Po jedzeniu (pycha!) kucharz zaczął opowiadać o historii każdego obrazka i każdej pocztówki, które dostał od gości z całego kraju oraz jak wyglądał jego życie po katastrofie.
On miał od lat swój bar sushi w centrum Rikuzen-takata. Tuż po tsunami dostał tymczasowe mieszkanie i gotował posiłki dla mieszkańców, którzy mieszkali na sali gimnastycznej szkoły (kilkaset osób w jednej sali…). Dla swojego życia jednak musiał pracować, dlatego wyjechał ze swoim synem do głównego miasta prefektury. Znalazł tam pracę, ale przez jakieś problemy musiał zrezygnować z tej pracy i wrócił do pustego, swojego miasta. Dostał stoisko na tymczasowej hali targowej i tutaj powstał jeszcze raz jego bar sushi, Tsuru-kame Sushi (Żuraw i Żółw ; dwa symbole szczęścia i długowieczności).
Przybywają i wracają klienci – jest w tej chwili jedynym barem sushi w Rikuzen-takata. W obecnym budynku może zostać jeszcze 2 lata i potem nie wiadomo – na terenie, który teraz robią powinno powstać nowe miasto, ale budowanie restauracji musi być z własnego budżetu. Nie jest już młody i zastanawia się ile lat jeszcze może mieć ten bar – czy warto zainwestować na nowy budynek. Poza tym uważa, że „nowe miasto” ma za duże ryzyko; patrząc jak budują fasadę miasta myśli, że będzie miastem na ileś lat, czyli gdyby natura znów atakowała jego miasto, skutek będzie taki sam co 4 lata temu.
Na razie się cieszy, że żyje i jego klienci dają mu siłę, jedząc jego sushi.
Obiecałam, że tam wrócę.
<Kesen-numa>
Miasto żyje – to moje pierwsze wrażenie.
Od razu pojechałam do sklepu, o którym przeczytałam artykuł i wywiady od 3 lat.
Sprzedali sajry gotowane w tradycyjnym sosie, który istniał ponad 70 lat. Tsunami im zabrał sklep i ten sos (=serce sklepu), ale pracownik wynosił trochę tego sosu podczas trzęsienia ziemi i dzięki temu mogli ponownie startować ich przedsiębiorstwo. Wszyscy pracownicy wyglądali na szczęśliwych i dumnych ze swojego produktu.
Synowa właściciela sklepu polecała jedną kawiarnię w mieście i z ciekawością tam pojechałam.
Trwała wystawa fotograficzna i przez przypadek i na szczęście był na miejscu fotograf.
On się urodził i wychował się w Kesen-numa. Jego zdjęcia wyraźnie mówiły, że te uśmiechy i krajobrazy wiedzą tylko mieszkańcy tego miasta. Stracił dom przez tsunami. Przyjaźniłam się z fotografem i on mi opowiadał dużo dużo rzeczy o tym mieście. Potem swoim samochodem pokazał różne miejsca – ponad 100-letnie Sento (publiczna łazienka), które by musiało zostać zlikwidowane z powodu rozszerzenia dróg wg planu rekonstrukcji po tsunami. Pani („madonna”!) tego Sento powiedziała, że trudno (…).
Nie zapominam co pan fotograf powiedział na wzgórzu, patrząc na panoramę miasta – Budowaliśmy tu sztuczne tereny przez wiele lat. Natura tylko przyszła przywrócić oryginalny teren.
Kiedy się mówi o życiu w Japonii to jawi się obraz kraju ociekającego dobrobytem gdzie ludzie noszą drogie ubrania, jeżdżą dobrymi samochodami i korzystają z najnowszej technologii, a tutaj przedstawiłaś miejsca oraz ludzi, którzy wcale nie mają tak kolorowo. Post można opisać jako „zapiski z Japonii nieznanej”, a to bardzo fajna sprawa. Zwłaszcza dla (edukującego się) japonisty.
Przyznam się szczerze (ze sporą dozą wstydu), że w temacie Tohoku wiedziałam jedynie o Fukushimie. Oglądałam jakieś zdjęcia z całkowicie opuszczonej Fukushimy po tym jak ewakuowano z niej ludzi.
Wzruszyła mnie historia pana prowadzącego bar sushi w Rikuzen-takata. Szkoda, że lokalne władze nie wspomogą go przy otwieraniu restauracji w nowym budynku. Przykro mi kiedy widzę ile ten człowiek przeszedł i jakie trudności jeszcze go czekają.
Bardzo mi się podoba, że post nie pokazuje Tohoku z perspektywy zniszczeń i strat finansowych, ale ludzi, którzy tam mieszkają. Ludzi o których sie nie mówi, bo wszystkich bardziej przejmuje elektrownia (owszem to jest duży problem, ale przecież nie jedyny!).
W ogóle to ja również kliknęłam w japońskie Yahoo kiedy była zbiórka pieniędzy. Pani prowadząca pismo nas o tym poinformowała. Szkoda, że tak późno, bo namówiłabym więcej osób 😦
Tak czy siak bardzo ciekawy post i czekam z niecierpliwością na więcej 🙂
Pozdrawiam ciepło,
Ania M. (kociłapka.)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Przepraszam za odpowiedź z opóźnieniem.
Cieszę się bardzo, że wpis Cię zainteresował, wręcz to nie moc wpisu ale ta cała historia chyba Ciebie bardziej zainteresowała – tym bardziej to mnie cieszy.
W kwietniu pojechałam do Japonii na półtora miesiąca i upewniłam się, że nie da się jednym słowem opisać o swoim kraju (i o jakim kolwiek, oczywiście). Ale trzeba próbować, bo i tak człowiek nie zobaczy wszystkich stron danego kraju.
Jeśli chodzi o akcję Yahoo to myślę, że w przyszłym roku też będą to realizowali. Pamiętamy o tym 🙂
Pozdrawiam i do następnej korespondencji!
PolubieniePolubienie
Bardzo wzruszający tekst. Ja też tak uważam, że natura upomina się o swoje, brutalnie wydarte jej, ziemie. Człowiek jest tylko nic nie znaczącym pyłem we wszechświecie, jesteśmy tu tylko na chwilę, dlatego powinniśmy szanować Ziemię. Z drugiej strony każda ludzka tragedia nie tylko boleśnie nas doświadcza, ale też sprawia, że potrafimy się zjednoczyć, nieść wzajemną pomoc. To paradoks, że tragedie wyzwalają nasze pozytywne cechy.
PolubieniePolubienie
Bardzo przepraszam za późną odpowiedź.
Dziękuję za komentarz. Od dzieciństwa w szkole się uczyłam, czytałam w podręczniku i słuchałam nauczycieli, że Ziemia to nasz wszystkich zarówno roślin i zwierząt, ale chyba tylko rozumiałam w głowie. A tym razem dzięki temu cennemu doświadczeniu i spotkaniu z tym Panem z Kesennuma w końcu zrozumiałam to całym swoim ciałem. Doceniam to i nie możemy o tym zapomnieć.:)
PolubieniePolubienie
[…] https://ayasugi.wordpress.com/2015/04/11/notatki-z-3-miast-na-tohoku/ […]
PolubieniePolubienie